Kłamstwo na drodze do prawdy
28 marca co roku wypada Światowy Dzień bez kłamstwa! (sic!). Gdy zdałem sobie z tego sprawę i odniosłem do sytuacji świata XXI wieku w tym obszarze, stwierdziłem, że jedyny stosunek jaki mogę w tej chwili żywić do tego „święta” jest wybitnie ambiwalentny.
Z jednej strony należy chwalić każdą inicjatywę, która uświadamia, że warto dążyć do prawdy, czyli nie posługiwać się kłamstwem (no może poza tym konwencjonalnym, czyli niejako codziennym tym mniejszej wagi – tj. „dobrze Cię widzieć, tak smakowało mi lub cieszę się, że wygrałeś na loterii”!?), zwłaszcza gdy w konsekwencji danego fałszu mogą wystąpić policzalne straty: finansowe, zdrowotne, polityczne lub oczywiście emocjonalne, choć te ostatnie zdają się tracić na wartości z każdą upływającą chwilą. Z drugiej zaś, świadomość skali zjawisk manipulacyjnych i półprawd, będących de facto kłamstwami serwowanymi nam z premedytacją w każdym medium, wywołuje lęk przed światem, w którym przychodzi nam żyć.
„Kłamstwo dzieckiem przyzwyczajenia człowieka” – Krzysztof Buczkowski
Niemniej warto o nim wspomnieć i niejako wytłumaczyć, iż kłamstwo jest niechcianym dzieckiem przyzwyczajenia, które jest przecież drugą naturą człowieka. Ludzie kłamali, kłamią i będą kłamać. Zmieniają się tylko narzędzia i techniki.
Rys historyczny
W czasach zamierzchłych, zanim jeszcze ruchome czcionki Guteneberga zrewolucjonizowały dostęp do książek i umożliwiły pojawienie się prasy, wiadomości przekazywano z ust do ust lub mozolnie spisywano je odręcznie. Jak możemy sobie wyobrazić (a historia potwierdzi), także w rękopisach umieszczano kłamstwa, które miały pomóc w realizacji konkretnych planów osób piszących lub finansujących proces pisania – na przykład podkopywano wiarygodność jednego możnowładcy podając jego domniemane występki przeciw ludowi lub religii, by kilka wierszy dalej w tym samym dziele promować innego poprzez subtelny opis czynów chwalebnych, zarówno w zakresie cnót mądrości jak i męstwa. Z uwagi na formę, ich zasięg i czas oddziaływania były ograniczone. Sam proces dystrybucji takiej wiadomości trwał tygodnie lub miesiące, a w przypadku ksiąg, nawet lata. Zatem oddziaływanie kłamstwa było mniejsze i mniej dynamiczne, ale jednak w zamyśle inicjatorów – skuteczne.
Wspomniany druk przemysłowy niewątpliwie otworzył ludziom wrota do wiedzy i wpłynął na poziom ich świadomości, ale tym samym niejako w pakiecie dał narzędzie do seryjnego produkowania i rozpowszechniania kłamstw. Kłamstwo mogło docierać do większej liczby ludzi i oddziaływać masowo. Kolejne kroki rozwoju mediów, czyli radio i telewizja, mają oczywiście swój wkład w promocję informacji nie zawsze zgodnych z rzeczywistością. Wspomnę tylko mój ulubiony przykład audycji która wstrząsnęła USA 30 października 1938 roku. Wtedy to stacja radiowa CBS nadała słuchowisko radiowe zrealizowane według książki Herberta George’a Wellesa pt. „Wojna światów”. Sugestywny przekaz zasiał panikę wśród milionów słuchaczy – ludzie w popłochu wybiegali ze swoich domów. Czy ludzie sami się oszukali? Dlaczego strach i przerażenie wywołane fikcyjnym atakiem obcej cywilizacji były tak realne – dzięki wykorzystanej formie i środkom wyrazu? A może zadziałała moc ludzkiej wiary? Zapewne obie odpowiedzi są prawidłowe.
Współczesna dynamika szerzenia kłamstw
Dziś mamy do czynienia z kolejnym etapem ewolucji kłamstwa i jego roli w naszym życiu, poprzez natychmiastowe medium, które każdy ma przy sobie, czyli Internet i oparte na nim platformy społecznościowe. Znowu do głosu dochodzi bezkrytyczna wiara w przekaz i podążanie za sensacją, a w tle czai się konkretny interes – finansowy lub polityczny, popkulturowy a niekiedy ideologiczny.
Zasada ograniczonego zaufania
Najważniejsze co musimy powtarzać do znudzenia, sobie i najbliższym, to zasadę ograniczonego zaufania do tego co widzimy lub słyszymy w mediach. Zadanie sobie w myślach kilku pytań kontrolnych typu: „kto ją rozpowszechnia?”, „jaka jest waga tej informacji?”, „czy może mieć na mnie wpływ i moje zdrowie, finanse, wybory polityczne lub życiowe?”, „co może dać bohaterowi lub przekazującemu?” itp., będzie nie tylko ćwiczeniem szarych komórek, ale z czasem stanie się wentylem bezpieczeństwa przed fake-newsami, półprawdami, post-prawdą i wszelkimi innymi manipulacjami. Nawet jeśli będzie to wiązać się z powtarzaniem pesymistycznych słów Nietzchego: „Nie jestem zły, że mnie okłamałeś. Jestem smutny, że od teraz nie mogę Ci uwierzyć”. Lepiej czasami nie uwierzyć Internetowi i być chwilowo tylko smutnym, niż ostatecznie oszukanym, chorym lub okradzionym oraz dodatkowo smutnym lub wręcz zrozpaczonym.
Be Smart Enough!
Krzysztof Buczkowski