Okazjonalny kibic winny zapaści polskiej klubowej piłki nożnej?

Ekstraklasa przeciętności

Start nowego sezonu piłkarskiej ekstraklasy jak zawsze jest okazją do rozważań nad stanem polskiej piłki nożnej. Dlaczego jest tak źle, że aktualny Mistrz Polski, czyli Lech Poznań przystąpi do rozgrywek rozpamiętując gorzką porażkę z Karabachem Agdam w eliminacjach Ligi Mistrzów. Na domiar złego tenże Lech przegrał na inaugurację z PGE FKS Stalą Mielec 0:2. Polska drużyna ostatni raz w fazie grupowej Ligi Mistrzów grała w 2016 roku. Była to Legia Warszawa, która poza wygraną ze Sportingiem i 4 porażkami, odnotowała iście „zwycięski remis” z Realem Madryt w Warszawie – pamiętne 3:3. Od tego momentu jakoś ciężko jest nam się przebić. Wielu działaczy, dziennikarzy oraz zwykłych kibiców zadaje sobie pytanie: kto jest winien? Niestety winni są wszyscy: winni są działacze np. za porażki w walce z ułomnym systemem rozwoju talentów, ale winni są też kibice, czyli my wszyscy!
Z pewnością część czytelników obrusza się w tej chwili i protestuje. Zwłaszcza Ci, którzy systematycznie chodzą na stadion wspierając swoją lokalną drużynę. Faktycznie ta grupa jest usprawiedliwiona. Precyzuję, winni są wszyscy okazjonalni kibice, którzy tworzą złudne wrażenie, że piłka nożna jest naszym narodowym sportem.

Oczywiście, że pieniądze dają piłkarskie szczęście

Siła zachodnich drużyn tkwi oczywiście w pieniądzu. Bogate kluby stać na gwiazdy. Mają odpowiednią infrastrukturę i machinę marketingową. Powszechną wiedzą jest, że zdecydowana większość europejskich klubów żyje głównie ze sprzedaży praw telewizyjnych i internetowych. Ostatnimi czasy media obiegły spekulacje, że by wziąć udział w wyścigu o prawa pokazywania Ekstraklasy przez cztery kolejne sezony (od 2023/24 do 2026/27) należy przygotować co najmniej 300 mln za pakiet na sezon. Dla porównania hiszpańska LaLiga pod koniec ubiegłego roku rozstrzygnęła przetarg na 5 sezonów kwotą 4,95 mld EURO. Czyni to prawie miliard euro za sezon, czyli kwotę 15 razy większą niż w Polsce. Dzięki temu ilość pieniędzy, które kluby hiszpańskie otrzymają od nadawców, którzy transmitują mecze będą wielokrotnie, a nawet kilkunastokrotnie wyższe. Dzięki większym pieniądzom będą mogli kupić najlepszych piłkarzy i walczyć w europejskich pucharach. Dzięki wynikom przyciągną sponsorów i utrzymają kibiców, a ci napędzą oglądalność nadawcom, którym zwróci się inwestycja w piłkę nożną. Koło się zamyka.

Kibic, słowo klucz

W związku z powyższym widać wyraźnie, że naszym nowym „narodowym sportem” winno stać się oglądanie piłki nożnej w telewizji, za co oczywiście powinniśmy zapłacić, wykupując stosowny pakiet. Bez tej rewolucji nie ma co marzyć o systemowym i systematycznym rozwoju polskiej klubowej piłki nożnej. Jako przykład udanego sportowego biznesu niech posłużą szeroko rozumiane mieszane sztuki walki (MMA), począwszy od dużych organizacji jak KSW, poprzez rozwijające się, dla niektórych dziwne, jak Fame MMA. Każda impreza w formule PPV (płać za możliwość obejrzenia) kończy się finansowym sukcesem. Atrakcyjna formuła, znane twarze i kibice chcący zapłacić za możliwość obejrzenia wydarzenia. Co ciekawe rosnący udział płacącej młodej populacji, która jest przyzwyczajona, że za dobrą treść (content) musi zapłacić (patrz: Netflix, HBO Go, Disney+, Spotify i inne). Myślę, że jest już najwyższy czas by to wykorzystać i rozpocząć budowę nowego modelu kibicowania.

Czy jest nadzieja?

Otwarte pozostaje pytanie, czy jesteśmy w stanie zmienić model kibicowania, tym samym wspierania polskiej piłki nożnej? Czy jest w Polsce potencjał kibica płacącego za mecze polskiej ligi w TV? Może musimy pogodzić się z tym, że bez płacenia nadawcom, będziemy mogli sobie jedynie bezpłatnie i cyklicznie ponarzekać na stan polskiej piłki, czyli powiększającą się lukę dzielącą nas od zachodniej Europy? Pomyślmy o tym podczas wakacyjnego odpoczynku śledząc wyniki pierwszych meczów nowego sezonu piłkarskiej Ekstraklasy.

Krzysztof Buczkowski