Świat wokół nie rozpieszcza. Wojna w Ukrainie nabiera tempa, wojna surowcowa również, tylko pandemia jakby lekko przysnęła, ale wszystkich dobija karuzela cenowa i postępująca inflacja. Dlatego, żeby nie było za mocno pesymistycznie będzie znowu o sporcie przez duże S. Dwa ostatnio najbardziej rozpoznawalne w świecie polskie nazwiska to Świątek i Lewandowski. Chwilowo Pana Roberta zostawimy w spokoju, ponieważ nie strzelił żadnej bramki w meczu ze swoim poprzednim klubem w rozgrywkach Ligi Mistrzów w Monachium, a skupimy się na Pani Idze.
Tenis ponad podziałami
Aktualnie Pierwsza Dama polskiego i światowego tenisa (porównanie uzasadnione wszak jest nr 1 rankingu WTA) uczy wszystkich luzu i pokory, ponieważ cała tzw. „elita celebrycka” – polityczna, dziennikarska, artystyczna itd. – spina się tak mocno, że zaczyna to grozić fizycznym uszkodzeniem jakiegoś narządu, np. wzroku. Iga niemal przy każdej okazji podkreśla, że „stara się trzymać na wodzy swoje oczekiwania” oraz, że trenuje by grać i wygrywać. Ponadto oczywiście cieszy ją każdy sukces, a z porażek stara się wyciągać wnioski. Zawsze naturalnie i z wdziękiem. Nie ma mowy o przeroście formy nad treścią. W podobnym tonie wypowiada się jej ojciec czyli Tomasz Świątek, który np. naciskany przez red. Lubecką w radio Zet, czy pojawiły się z łzy wzruszenia po wygranej w US Open 2022, z rozbrajającą szczerością powiedział, że już przyzwyczaił się do zwycięstw córki, czym zawiódł rozpędzającą się w szukaniu skrajnych emocji panią redaktor (nagranie z rozmowy tutaj:).
Cudowna, najwspanialsza, galaktyczna…
Niestety zauważalne stają się naciski otoczenia medialnego by wspomnianą skromność zaburzyć i wprowadzić elementy (samo)uwielbienia przekraczającego granice dumy narodowej. Premier pisał już o Idze, że jest „odważną kobietą” (czy miał na myśli sam fakt wyjścia na kort czy chęć pomocy Ukrainie? Pierwsze realizuje każdy zawodowy sportowiec wychodząc na arenę swych zmagań, a w drugie zaangażowało się tysiące Polek i Polaków – co oczywiście czyni nas ludźmi dobrego serca, serdecznymi, ale raczej nie odważnymi? Zestawmy to słowo z odwagą Powstańców Warszawskich czy Strażaków ratujących życie, a odpowiedź nasunie się sama…), a co drugi polski polityk przy okazji wygranego meczu Igi robi zdjęcia swojemu telewizorowi i wrzuca na swoje media społecznościowe obrazki z transmisji chwaląc się, że też oglądał, kibicował i bardzo się cieszy z sukcesu rodaczki. Szkoda, że awans polskich koszykarzy do półfinału EuroBasketu i niespodziewana wygrana z faworyzowaną Słowenią (z gwiazdą NBA Luką Donciciem na czele), nie wywołała podobnych reakcji, co z pewnością pomogłoby w odbudowywaniu popularności tej jakże widowiskowej dyscypliny.
Umiar i dystans mile widziany w świecie przesady
Oczywiście w znakomitej większości są to miłe słowa, jednak coraz częściej zaczynają zahaczać o patos i tym samym zakrzywiają prawdziwy wymiar rywalizacji sportowej, która w swej istocie powinna być czysta i pozbawiona elementów pozasportowej dominacji, od której już krok do przesadnej afirmacji i kultu, czy też prób przenoszenia cech i sukcesów jednostki na cały naród. Na szczęście sama Iga przypomina o tym na każdym kroku, dziękując za grę swoim rywalkom i podkreślając ich osiągnięcia sportowe. Trzymam kciuki by taka naturalna i radosna pozostała na zawsze, pomimo okrutnej machiny biznesowo-medialnej, która jest wokół niej.
Na zakończenie jej słowa, które zamieściła na jednym z serwisów społecznościowych po wygranej w Nowym Jorku (oficjalne konto Igi Świątek na Instagramie): „W tej chwili aż ciężko mi opisać, jak wymagający to był czas. Czas, który kończy się wspaniale, najlepiej jak to możliwe. Jestem dumna z determinacji i pracy, jaką mój zespół i ja wykonaliśmy w tych kilka tygodni. I po prostu szczęśliwa. Teraz czas na odpoczynek i trochę luzu. Poukładam sobie to w głowie i wrócę z przemyśleniami zapewne. A tymczasem, Ons – dziękuję za walkę i ten finał. A Nowy Jork już na zawsze będzie w moim sercu.”
Ze sportowym pozdrowieniem
Krzysztof Buczkowski